Zacznijmy od tego że mam świnkę morską, rozetkę. Jest ze mną już kawałek życie - 9 lat. Czyli odkąd pamiętam. Historia jak dostałem to po prostu kupiłem od "kolegi" za 5zł.... Po drodze wiele chorób. Dziś wróciłem z wakacji , patrzę się a tu łapka przesunęła się w bok a oczy są fatalnie zaropiałe. Zabolało mnie z początku chciałem pomóc stwierdziłem że to w jego wieku zbyt nie pomoże. Były dość nie humanitarne pomysły (nie z mojej strony) np. wypuść w las, zakopać, ale wszyscy wiedzieliśmy że to nie powinno się tak skończyć. Jest opcja uśpienie którą powinienem wybrać albo opcja zostań w klatce. 1 opcja boli bo to są już ostatnie dni w jakich nacieszyłbym sie świnką i nie wiem jak to działa - śpi do śmierci czy zabijają? Druga opcja jest jeszcze bardziej brutalniejsza bo chorego nie zostawię na decyzje losu. Najbardziej boli mnie to że tyle lat przeżył, jedyny dobry kumpel który się zbytnio nie odzywał... Szkoda gadać, a teraz to JA mam go "zabić".
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć
